Ten sezon był nieplanowany. Miałam się skupić na roślinach, które już posiadam — na moim ogrodzie doniczkowym, skupić, ale nie powiększać, jako że może w przyszłym roku udałoby się go przenieść już do gruntu. To byłoby na tyle z planowania. Rzeczywistość okazała się inna i gdy dowiedziałam się, że mam możliwość dostać nasiona papryki, do której wzdycham tęsknie od dawna — wszystko uległo zmianie. Na paprykę gochu patrzę już chyba od 3 lat, jest ona dla mnie szczególna, bo to bardzo ważny składnik kimchi — ostrej kiszonki , która bardzo dobrze się przyjęła w mojej rodzinie, do tego stopnia, że co roku poświęcamy cały weekend, aby przygotować wielki gliniany gar "kapuchy". Z tego, co się zorientowałam, nikt w Polsce się raczej do jej posiadania nie przyznaje. Wydaje mi się, że jest mało prawdopodobne, żeby nikt jej nie miał. Jestem przekonana, że ktoś ją jednak u nas uprawia, tylko zwyczajnie nie chwali się swoimi uprawami w internecie i nie sprzedaje nasion. Ale to tylko teoria.
Tak czy inaczej, udało mi się dostać nasiona mojej wyśnionej papryki. Kiedyś w przyszłości, jak już będę miała swój ogród gruntowy (a grunt jest, należy się tylko na niego przeprowadzić) chciałabym robić kimchi w całości z tego, co wyrosło w moim własnym warzywniaku. Bezsprzecznie gochu jest pierwszym krokiem do osiągnięcia tego celu — jednocześnie najcięższym przez dostępność nasion. Ale udało się, zdobyłam w tym roku importowane nasiona (nie wnikajmy w szczegóły) gochu — tak zaczął się mój nieplanowany sezon.
Oczywiście pierwszy zamiar "gochu, jakiś pomidor i może jeszcze jedna papryka" szlag trafił. Zakupy impulsywne to bardzo niezdrowa skłonność. Tak przyznaje się, impulsywnie nakupiłam więcej nasion. Najpierw dwie papryki więcej, potem jeszcze dwie, potem.... Tak czy inaczej obecnie mam już wschody — po jednym sezonie, kiedy nie wzeszło mi absolutnie nic, obiecałam sobie, że nie będę otwierała growloga, zanim nie pojawi się pierwsze zielone. Mam w planie 30 doniczek i tego będę się bezwzględnie trzymała. W doniczkach chcę mieć:
3x pomidor truskawkowy
1x pomidor snow white
1x pomidor valencia
3x pomidor san marzano (tych jeszcze fizycznie nie mam, ale na trackingu są już blisko)
2x habanero chocolate
2x carolina reaper
2x bishop crown
2x aji white fantasy
2x habanero czerwone (nasiona pobrane z papryki kupionej w auchan, na potrzeby tego growloga będę je nazywać habanero auchan)
6x gochu (chociaż na moich tabliczkach na zdjęciać zobaczycie je podpisane hangulem: 고추)
4x jalapeño
2x ancho poblano
Testuję również nasiona z różnych źródeł: niezastąpiony chiliheadowy Tomaszek, mojepomidory oraz paprykarzelblaski z allegro, świeże papryki z auchan, import, w którego szczegóły nie wnikajmy, oraz Legutko. W kolejnych aktualizacjach będę dzieliła się moimi spostrzeżeniami.
Oczywiście zawsze musi się zdarzyć coś nie tak i w tym roku moje nowe lampy utknęły na granicy — zamówiłam je z Belgii skuszona super długą gwarancją. Moje dotychczasowe lapmy, pod którymi miałam ładne efekty, odeszły na emeryturę. Niestety jedna padła całkiem, a druga spędza emeryturę, doświetlając rośliny pokojowe przez zimę. Wschody są, a lamp nie ma — z racji tego nie ma też growboxa, gdyż z jego budową czekam na lampy — żeby było na wymiar, a wschody już są.
Każde nasiona najpierw moczę przez 24h w wodzie z rozgniecionym ząbkiem czosnku. Nie byłam w stanie nigdy stwierdzić czy ten czosnek robi jakąś różnicę, czytałam kiedyś pracę naukową o sterylizacji nasion, ale nie pamiętam czy było w niej coś o czosnku (na pewno były domowe metody badane). Niemniej jeśli miałoby pomóc, czemu nie. Wymoczone nasiona na ręczniku papierowym kiełkuję w woreczku strunowym w temperaturze 25-30 stopni. Muszę przyznać, że bardziej ta metoda przypadła mi do gustu niż jak robiłam do tej pory — kiełkowanie na płatkach kosmetycznych, nie muszę pilnować wilgotności. Gdy z nasionka wyjdzie min. 3 mm korzonek, trafia ono do ziemi do siewu (wzbogaconej piaskiem, kupiłam ziemię, z której jakości nie jestem zadowolona, jest super miałka i nie chce chłonąć wody, piasek jest moim sprawdzonym rozwiązaniem na takie problemy z podłożem). Paletki z ziemią trzymam na macie grzewczej i pod przykrywkami, utrzymuję w ten sposób temperaturę 30 stopni. Początkowo palet nie przykrywałam i nie dogrzewałam ich dodatkowo — stoją w ciepłym pokoju. Pilnowałam im też, żeby miały wilgotno. Ale papryki nie chciały wschodzić. Gdy dodałam matę grzewczą i przykryłam w ciągu nocy, pojawiło się pierwsze zielone.
Na chwilę obecną jeszcze sporo nasion jest kiełkowanych w woreczkach. Wysadziłam nieco mniej niż połowę planowanej rozsady: 60 roślin, z czego tylko połowa trafi do finalnej uprawy. Reszta albo znajdzie nowy dom, albo wzbogaci kompost. Wzeszły już prawie wszystkie jalapeño — tak naprawdę wszystkie 10 szt. wyszło z ziemi, ale nie wszystkie wyszły w pełni, habanero chocolate oraz pomidory truskawkowe. Moja uprawa na fotografiach (w towarzystwie imbiru i kurkumy):
Niestety dwa pomidory truskawkowe wyszły z ziemi w kasku. Ponieważ osobiście nie lubię zdejmować kasków, pod wpływem chwili zdecydowałam się na pewien eksperyment. Normalnie powinno być tak, że skorupka nasionka robi się w ziemi miękką pod wpływem wilgoci i liścienie mogą się z niej swobodnie wydostać. Widocznie ja moje posadziłam zbyt płytko i kiełek, zamiast wyciągnąć się ze skorupki, wyciągnął ją z ziemi. Dlatego też.... wczoraj wieczorem wpakowałam oba zakaskowane kiełki do ziemi. Niech zrobią to, czego ja robić nie lubię, same. Oczywiście nie zasypywałam całych kiełków, wygięłam je, tak żeby móc kask umieścić w glebie. Na pierwszym zdjęciu jest kiełek pomidora, który ma swój kask wciąż w ziemi. Widać po nim, że go całkiem pokręciło, ciekawa jestem, co z tego wyjdzie. Na drugim zdjęciu również pomidor, który został poddany temu samemu zabiegowi, ale ten wyszedł już z gleby sam — tym razem bez kasku, czyli się udało. Również jest pokręcony, ale przeżył pokręconą przygodę. Nie dziwię się. Będę dawać znać, jak sytuacja będzie się rozwijać.
Tymczasem to już chyba koniec tego i tak przydługiego wpisu. Do zobaczenia w kolejnych aktualizacjach przeuroczych upraw!
PS. Cóż za opatrzność na mnie spłynęła. Gdy kończyłam ten wpis i miałam już go publikować, dostałam smsa od kuriera z informacją, że moje lampy są już po właściwej stronie granicy i jutro powinny być doręczone! Zatem jutro (no może pojutrze, jeśli będę leniwa) będzie dzień majsterkowania i budowy growboxa.
Przeuroczo